poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Nic mnie tak nie dosięga jak codzienność.

Ta lekka parafraza tytułu piosenki Dawida Podsiadły i Tego Typa Mesa(przedziwna odmiana, której poprawność musiałam zweryfikować) rozpoczyna dzisiejszy post. Codzienność, kształtowana przez nas i narzucana nam na co dzień. Czasami nas śmieszy, dobija, nuży. Zazwyczaj kojarzy się z epitetem "szara". Codzienność nie jest niezwykła, bo spotyka nas każdego dnia, to jakiś jego powtarzalny wyrywek, fragment  tworzący rytmiczny wzór całego życia. Kiedyś musi nas dopaść, dając zarówno bezpieczeństwo jak i zamykając w ramach.

Artyści nie chcą codzienności. Uciekają od niej przez przekręcanie jej, drwienie z jej potknięć narzędziem groteski czy wytwarzanie zupełnie odrębnych rzeczywistości. Jednak wszystko to odbywa się w jej przestrzeni, a wszelkie karykatury z niej właśnie czerpią, lekko naginając konstrukcję codzienności do własnych potrzeb. Artyści mają problem z załatwianiem spraw w urzędzie, odnajdywaniem się w utartych schematach. Tylko kto jak nie oni tak dobrze opisuje biurokratyczne przypadłości czyniąc je bardziej znośnymi? Kto tak dobrze rozumie prawidła codzienności, równolegle okazując im pozorne niezrozumienie? I kto codziennie bacznie przygląda się jej na każdym kroku, co trochę to innym spojrzeniem? 

Codzienności się nie uniknie. Jest jak forma dla Gombrowicza. Można ją tylko czasem lekko przechylać na własną stronę interpretacją i skromnym wkładem w jej bogaty dorobek otwierający nam co rano oczy. Tak jak miliardom innych obserwatorów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz